Anegdoty osobiste

  • To było jeszcze w latach 80-tych, za czasów starej Panoramy Leszczyńskiej. Koło 1 kwietnia wymyśliłem, że w Lesznie na ogródkach działkowych dokopano się do skarbu z czasów napoleońskich. Poszło do gazety jako prima aprilis. Wielkie odzewu nie było. Ale gdzieś po miesiącu słucham Teleexpress i prowadzący na poważnie podał tą samą wiadomość. Jak potem ustaliłem, dostali ją od korespondenta PAP-u z Poznania Tadeusza Kujanka. Ten zaś zerżnął materiał żywcem z Panoramy nie zwracając uwagi na datę wydania. Sprostowania, jak to w telewizji, nikt nie chciał zamieścić.
  • Kilka lat później, już w latach 90-tych, krótko po wydaniu mojego wyborczego Leszczyniaka, miałem kilka spraw sądowych, wszystkie o tzw. zniesławienie. Bywało, że nie zawsze odbierałem na czas wezwania wysyłane przez sąd. Pewnego razu jeden z sędziów (nie napiszę który, bo ciągle jest aktywny zawodowo) tak się za to rozeźlił, że na dzień przed rozprawą wysłał po mnie do domu policjantów, a ci zakuli mnie w kajdanki i odstawili do aresztu przy ul. Korcza. I tak noc spędziłem za kratkami, jak pospolity kryminalista. Najlepsze, że na drugi dzień z rana zaraz mnie wypuścili, bo sędzia zachorował i odwołano wszystkie rozprawy. Ten sam sędzia „dopadł” mnie jeszcze raz, przy okazji innej rozprawy. Nie spodobał mu się mój wyraz twarzy (dosłownie) i wlepił na poczekaniu mandat 100 zł za obrazę sądu. Potem dowiedziałem się, że wybitnym studentem prawa nie był, nigdy nie miał szans zostać adwokatem, a jako sędzia też kariery nie zrobił.
  • Czy można zwykłym samochodem przewieźć pół tony czekolady? Można, i to nawet z Niemiec. Zrobiłem coś takiego w 1989 roku, gdy padła komuna i uwolniono rynek. Wtedy wszyscy jechali na Zachód po wszystko, bo w kraju na półkach w sklepach prawie nic nie było. Ja nastawiłem się na czekoladę, tą najtańszą, z marketów Aldi. W Hamburgu już jej nie było, ale w Bremie opróżniłem z czekolady wszystkie Aldiki. Było tego z pół tony. Stara, radziecka Łada tak się uginała, że karoserią niemal szorowałem po asfalcie. Ale było warto. Towar poszedł jak woda. Leszczyńskie GS-y brały każde ilości. Przebitka wyniosła 100 procent. Inni w tym czasie sprowadzali alkohol, legalnie, bez żadnych opłat, a przebitka była jeszcze większa. Wtedy zrodziły się pierwsze w nowej Polsce fortuny. Ja się bałem z tym alkoholem, że to nielegalne, jakiś przekręt, i dzisiaj bardzo tego żałuję.
  • W tamtych czasach wielu leszczyniaków jeździło na drobny handelek do Berlina Zachodniego, po wideo i inną elektronikę. W tamtą stronę woziło się papierosy i wódkę. Kiedyś wybrałem się z kolegą, dzisiaj to poważny obywatel na ważnym stanowisku. Moja butelka wódki poszła szybko, ale z jego były problemy. Chodziliśmy tu i tam, nikt nie chciał kupić. W pewnym momencie flaszka wysunęła się koledze z ręki i roztrzaskała o bruk. Jakież to było nieszczęście, jaki dramat, te kilka straconych marek.